Blask zachodzącego słońca odbijał się w złotych tęczówkach bogini Bastet. Zmierzch nastrajał ją nostalgicznie. Dziewięć tysięcy lat wcześniej pozwoliła uwierzyć śmiertelnikom w Udomowienie Kota. Z pobłażliwością przypominała sobie teraz te wszystkie wyobrażenia pospólstwa: rydwany Frei, obfitość Maneki-Neko błogosławiącą japońskie witryny, te wszystkie fantazyjne freski, Behemota, Dziwaka z Cheshire oraz to żenujące wyróżnienie Unii Ochrony Przyrody – kotów jako „gatunku inwazyjnego“. Przeciągnęła się powoli, ruszyła wzdłuż parapetu. Jej zwyczajowy slalom między doniczkami wyznaczały rytm, gracja i nuta nonszalancji. Przystanęła, jakby wyczekując ostatniego promienia zachodzącego RE. Raptem, jej futrzany ogon bezszelestnie zniknął za krawędzią okna; otarł się o nogę fotela i rozpłynął się za uchylonymi drzwiami.
Dedykujemy ten kwietniowy wieczór wszystkim kotom, za którymi tęsknimy, które karmiliśmy, którym towarzyszyliśmy i którym służyliśmy za rozrywkę w ich poczekalni życia, nim niewidzialne pociągi zabrały je do Domu.